Ród Er Nyphala

Forum, na którym przeprowadzane będą klimatyczne sesje obejmujące członków rodu oraz omawiane będą sprawy rodowe NC.


#31 2013-09-10 16:13:23

Aurea

Użytkownik

Zarejestrowany: 2013-07-17
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Czując ciepło płynące z dłoni towarzyszek, zamknęła na chwilę oczy próbując poczuć atmosferę tego miejsca. Świeże górskie powietrze zawsze sprawiało, że czuła, iż może oderwać się od ziemi i już nigdy na nią nie wrócić. Szczyt był tuż przed nimi. Niecierpliwe emocje wzięły jednak górę i kobieta puściła dłoń towarzyszek, po czym ruszyła przed siebie wołając:
- Jeśli tak blisko, to nie czekajmy aż uschnie! - obejrzała się na elfki i wybuchnęła gromkim śmiechem.
Szczyt był skalisty, niemal goły, gdzieniegdzie tylko pozasłaniany pojedynczymi krzakami. Czy w takim miejscu mogła rosnąć jakakolwiek przydatna roślina? Aurea sama już zaczynała w to wątpić. Postępując na przód czuła, jak od czasu do czasu jakiś kamyczek wysunął jej się spod nogi, nie przeszkadzało jej to jednak ani trochę w ciągłym rozglądaniu się na boki. Gdy weszła na sam szczyt, stanęła oniemiała. Przed sobą widziała wszystkie szczyty Quentai od miejsca, w którym stały w stronę Portu Jaffic, który majaczył gdzieś na dole, jako malutkie skupisko niewielkich budek. A za nim...niczym nieograniczona błękitna przestrzeń falującego oceanu. Stanęła jak skamieniała, nigdy wcześniej nie widziała niczego tak pięknego. Zaczęła powoli obracać się dookoła, aż spojrzała w stronę Krainy Devortis. Widziała pola, na których skraju mieszkała, dalej majaczyła Dealia, przecinana przez Dealliję, na lewo ciemną zielenią odznaczała się Mroczna Puszcza, a także inne miasta, lasy i osady. Nie miała pojęcia jak długo stała tak, po prostu wpatrując się w ten niespotykany widok. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś przyjdzie jej ujrzeć coś takiego, gdy nagle...

//znalezienie kwiatka zostawiam głowie rodu postaram się teraz częściej odpisywać

Offline

 

#32 2013-09-10 19:44:31

Vamirelle

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-14
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Gdy słowa przyjaciółki i śmiech jej szczery dotarły do uszu sióstr, zarówno młodsza jak i starsza śmiechem odpowiedziały i w ślad za Aureą podążyły. Pokonując nieco zdradliwą ścieżkę na szczyt wiodącą, chłonęły skwapliwie okoliczne widoki i Krainę rozciągającą się w dole podziwiały. Kiedy kresu ich droga już dosięgała, stanęły obie tuż za kompanki plecami i oddały się całkiem podziwianiu widoków, co w oczy biły dumnie. Widok był tak piękny i wzruszający, że już sam w sobie zdawał się być wielką nagrodą za trudy podróży. Rudowłosa dość śmiało ruszyła w kierunku zbocza na zachód wysuniętego, by spojrzeć jak słońce barwnymi refleksami ozdabia strome zbocza i zdecydowanie niżej położoną równinę pięknie zazielenioną.


...-Stój!- Echem po górach odbił się wielokrotnie krzyk Lasairfhiony, która rzuciła się z impetem w kierunku swojej siostry, by pociągnąć ją ku sobie. Gdy tylko rękaw biały uchwyciła, pociągnęła go tak energicznie, że rozległ się cichy trzask rozpruwanej tkaniny, a po chwili młodsza elfka w jej ramionach wisiała całkiem zbita z tropu i zupełnie zmieszana. Mroczna spojrzała na nią surowo, choć na twarzy już było widać powoli wstępującą ulgę. Pomogła siostrze zebrać się na nogi z powrotem, po czym ostrożnie podeszła do jednej z nielicznych szaro-zielonych kępek czegoś, co oset schowany w rzadkiej trawie przypominało. Uklęknęła tuż przy wątłej roślince, która absolutnie nie miała w sobie nic majestatycznego, jednak elfka wbiła w roślinkę swój badawczy, choć teraz rozczulony wzrok. Rozczulenie jej, całkiem Vamirelle z tropu zbiło, bo też siostra jej niezwykle rzadko emocjom pozwalała zerwać się z uwięzi. Spojrzała więc na przyjaciółkę i głową skinęła, jakby nie chciała sama bliżej podchodzić. Ciekawa była niezmiernie znaleziska, lecz zbyt mocnym szokiem cała sytuacja dla niej się okazała, a i złości siostry się obawiała. Wszak prawie rozdeptała cel ich podróży, a przynajmniej to, co potencjalnie tym celem mogło się okazać.

Offline

 

#33 2013-09-12 19:44:56

Aurea

Użytkownik

Zarejestrowany: 2013-07-17
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

...jej rozmyślania zostały brutalnie przerwane przez krzycz Drowki. Z sercem coraz mocniej kołaczącym w piersi ruszyła do skupionych nad czymś Elfek. To, co ujrzała, nie wyglądało tak majestatycznie, jak myślała iż wyglądać powinno, jednak...nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała, ani nie czuła. Miała wrażenie, że roślina żąda, by na nią spojrzeć. Najchętniej stała by tak zahipnotyzowana i się w nią wpatrywała jak długo by tylko mogła, jednak resztki trzeźwości umysłu uniemożliwiły jej to.
- Jest marniutka, nie przetrwa podróży. Musimy rozbić się tutaj na parę dni i o nią zadbać.
Nie skończyła jeszcze mówić jak schyliła się nad ich nowym skarbem i podlała go resztką wody z bukłaka. Nachyliła się nad Nyphalią i po raz pierwszy poczuła ten niezwykły zapach, który przypominał...zapach gotujących się mikstur z Illanias...odsunęła się przerażona. Przypomniała wszak sobie, iż autor dzienników woń tą opisywał jako spaleniznę przywołującą na myśl, a potem zginął wśród krwi i płomieni...to musiał być przypadek. Wzięła głęboki oddech i rozejrzała się wokoło. Wskazała ręką na półkę skalną znajdującą się kilkanaście łokci poniżej, od strony oceanu.
- Sądzę, iż będzie to odpowiednie miejsce na założenie obozowiska. Co wy na to...siostry? - nie wiedziała, czemu tak nazwała swoje towarzyszki. Nigdy nie miała rodzeństwa, ale gdyby miała, chciałaby żeby było takie jak one. Choćby i Elfie!

Offline

 

#34 2013-09-16 13:30:39

Vamirelle

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-14
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Aurea miała rację co do stanu rośliny i żadna z sióstr nie miała zamiaru podważać jej słów. Przyglądały się swemu znalezisku w skupieniu, jakby zastanawiały się nad sposobem pielęgnacji i regeneracji owego ziółka. Znikoma wiedza na temat jej właściwości i potrzeb była ogromnym i oczywistym utrudnieniem. Nim jednak całkiem w zmartwienie swe popadły, dobiegł ich głos przyjaciółki, która radośnie obwieściła im znalezienie miejsca na obóz. Zamiast jednak od razu do oceny skalnej półki przystąpić, spojrzały po sobie wymieniając się uśmiechami, by po chwili rzucić okiem na wskazaną skalną półkę, po czym wzrok w kierunku towarzyszki przeniosły, obdarzając ją ciepłymi uśmiechami. Mroczna skinęła głową wyrażając zgodę na obóz we wskazanym miejscu, a uśmiech na jej twarzy zdawał się zdradzać jakieś ciepłe odczucia. Vamirelle natomiast, uśmiechnęła się szeroko i zbliżyła się nieco do przyjaciółki, by objąć ją ramieniem i dłoń na jej ramieniu położyć, po czym odezwała się do niej:
-To będzie jak najbardziej dobre miejsce, SIOSTRO.-Uśmiechnęła się jeszcze bardziej, gdy ostatnie słowo podkreślała. Dawało jej to poczucie, że mogą na sobie bezgranicznie polegać, w co Vam bardzo chciała wierzyć, szczególnie że łączyła ich fascynacja alchemią. Po chwili milczenia zwróciła się zarówno do Aurei, jak i do Lasai, by podzielić się swymi przemyśleniami:
-Myślę, że trudne zadanie nas czeka w najbliższych dniach. Nie znamy potrzeb rośliny, którą chcemy zregenerować i przywrócić jej siły, więc jedynie podlewać ją możemy, a i to wzbudza we mnie pewne wątpliwości. Jak często i jak dużo? Czy rosnąc w takich warunkach, ta roślina ma jakieś szczególne preferencje, czy też ima się czegokolwiek, co pozwala przetrwać? Powinnyśmy działać maleńkimi kroczkami i notować każdą reakcję na nasze działanie, nawet na banalne podlanie wodą. Jeżeli uda nam się ją odratować i sprowadzić do domu, to takie zapiski będą fantastyczną skarbnicą wiedzy pomocnej przy próbie uprawy i rozmnożenia. Czyż nie?-Spojrzała na kobiety, a Lasai w odpowiedzi skinęła głową i z uśmiechem na twarzy rzekła:
-A więc Ty notować będziesz dokładnie, bo wprawiona jesteś w przepisywaniu receptur na karty ksiąg i całkiem sprawnie Ci to idzie. Zapiski jednak bądź łaskawa we wspólnym robić.-Na słowa o użyciu wspólnego, zamiast elfickiego języka, do zapisków alchemicznych był dla młodszej elfki szokiem. Znała wspólny i posługiwała się nim na co dzień, ale uważała że alchemia jest nauką wymagającą bardziej rozwiniętego języka. Nic jednak nie powiedziała, lecz na Aureę spojrzała jedynie, jakby na jej zdanie czekała.

Offline

 

#35 2013-09-21 14:56:40

Aurea

Użytkownik

Zarejestrowany: 2013-07-17
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Zarumieniła się na widok aprobaty jej siostrzanej sugestii i spuściła lekko głowę, by po chwili unieść ją przyozdobioną szerokim uśmiechem.
- Mowa wspólna jest zbyt powszechna i zbyt łatwo będzie nieproszonemu widzowi odczytać zapiski. Choć moi rodziciele twierdzili, iż język elfów ludzkim damom nie przystoi, sama uczyłam się go pilnie od czasu ucieczki i sztukę piśmienniczą tegoż języka opanowałam w stopniu wystarczającym, choć o mówionym powiedzieć tego niestety nie mogę... Jeśli Lasai się zgodzi, proponuję jednak w języku mniej popularnym odnotowywać uwagi.
Obejrzała się i z podziwem obserwowała krzątających się wokół przyszłego obozowiska najemników. Jak zwykle poszło im niesłychanie szybko, toteż zasugerowała towarzyszkom odpoczynek w świeżo postawionym namiocie.
- Rano zobaczymy na ile woda wpłynęła na jej rozwój. Mam nadzieję także rozejrzeć się jutro wokół w poszukiwaniu innych ocalałych okazów. - mówiąc to spojrzała zmartwiona w stronę truchełka rośliny, mając nadzieję, że uda im się ją odbudować.

//przepraszam za przerwę, router mi padł i tylko z telefonu zaglądałam. Jeśli możesz, to dla usprawnienia opisz miesięczną opiekę nad ziółkiem, ja zrobię jej przygotowanie do transportu i powrót i możemy powoli kończyć tą sesje i iść dalej

Offline

 

#36 2013-09-23 22:46:04

Vamirelle

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-14
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Mroczna spojrzała zarówno na Aureę, jak i na Vamirelle, a na jej twarzy malowało się coś, co mogło świadczyć o pewnych wątpliwościach co do wyboru języka. Mimo wszystko, poddała się i postanowiła przystać na ich sugestie.
-Skoro w ten sposób sprawa jest postawiona, niech więc i tak będzie. Vami, czyń więc każdego dnia zapiski dotyczące naszego skarbu w języku elfów skoro taka wola.
Rudowłosa skinęła głową wyraźnie zadowolona z takiej decyzji, po czym udała się wraz z siostrami do namiotu, by posilić się nieco i odpocząć. Tego dnia czas mijał im szybko na rozważaniach, snuciu nadziei oraz najzwyklejszych pogaduchach i nim się zorientowały, góry spowił mrok i wszędobylski chłód zapanował.
    Słońce oblało szczyty i urwiska złotą poświatą, a wokół namiotu alchemiczek zapanował gwar, niczym na straganach w targowy dzień. To najemnicy krzątali się gromadząc opał na wieczór i noc oraz prowadząc ogólny rekonesans. Vamirelle otworzyła oczy i nim o śniadaniu pomyślała, obudziła swe towarzyszki by wraz z nimi udać się w miejsce odnalezienia cennego zioła, a opuszczając namiot zaopatrzyła się w dość spory notatnik obity w skórę, poprzetykany kilkoma czystymi kartami pergaminu. To, co ujrzały nie było powodem do jakiegoś ogromnego zachwytu, lecz jak najbardziej pozwalało na żywienie nadziei na powodzenie. Otóż roślinka, nadal maleńka i nieco zmarnowana, pod wpływem wody objawiła typową dla odwodnionych roślin reakcję- jej drobne listki nieznacznie się uniosły, a łodyżka nie wyglądała już jakby pod własnym ciężarem załamać się miała. Niewątpliwie ucieszyło to kobiety, a i okazję do dość pozytywnej adnotacji w dzienniku dawało. Na kartach pojawiły się więc pierwsze zapiski z elfickim, które głosiły:

"Nyphealea została odnaleziona i podlana pierwszego dnia. Mimo chłodu nocy, widoczna jest poprawa stanu łodygi oraz liści. Konieczne jest zbadanie, czy nęka ją jakiś szkodnik, choć w takim klimacie jest to raczej mało prawdopodobne."

Na jednej z pustych kart wsuniętych w notatnik, pojawił się szkic owego znaleziska i opatrzony został adnotacją "Dzień II obozowania". Dokonawszy oględzin wszelakich, stwierdziły z zadowoleniem, że szkodników jakichkolwiek brak, po czym ze spokojnymi już myślami, udały się na śniadanie.
    Następne dni mijały podobnie, zaczynając się wczesnym rankiem czynionymi obserwacjami, po których siostry udawały się na śniadanie. Skończywszy się posilać, udawały się na poszukiwania innych ocalałych okazów, a resztę dnia spędzały na obserwacjach i badaniach. Wśród sprawdzanych środków poprawy kondycji rośliny znalazły się ziołowe napary wzmacniające, wodne roztwory soli o różnym stężeniu oraz różne sposoby mające na celu osłonięcie Nyphealei od wiatru i chłodu. Nim tydzień minął, roślinka zdawała się być nieco mocniejsza i chyba nawet nieco większa, co nie zostało pominięte w notatkach. Z upływem dwóch tygodni nastał czas ogromnej radości wywołanej znaleziskiem Vamirelle- drugim okazem cennego ziółka będącego przyczyną całej wyprawy. Od tego czasu przybyło kobietom pracy, zapisków, rozmyślań, ale przede wszystkim nadziei.
    Miesiąc już prawie mijał, odkąd dotarły na szczyty Gór Quentai i zapasy żywności kurczyły się w strasznym tempie, pomimo organizowanych przez zwiadowców polowań. Lasairfhiona była wyraźnie zaniepokojona takim obrotem spraw, szczególnie że warunki pogodowe ulegały pogorszeniu i nic nie wróżyło jakiejkolwiek poprawy. Vamirelle od kilku dni dorabiała prowizoryczny atrament z gotowanego w celu zagęszczenia soku z dzikich jagód znalezionych przez najemników, a i kart pergaminowych miała coraz mniej. Taka sytuacja i ogólny nastrój niepokoju przyczynił się do zwielokrotnienia ogromnej radości i ulgi, jaką wywołało u wszystkich, zarówno u alchemiczek, jak i u najemników, odkrycie Aurei. Gdy tylko Vamirelle i Lasairfhiona dołączyły do siostry, płomiennowłosa z radości w dłonie klasnęła, a mroczna uśmiechnęła się wyjątkowo szczerze, ponieważ na rozpostartej dłoni ich alchemicznej siostry ułożone były dokładnie dwa, jasnobrązowe, niemalże idealnie kuliste nasionka. Vam położyła dłonie na ramionach swych towarzyszek i radości swojej nie kryjąc, zwróciła się do nich:
-Czas wracać do domu, Siostry...

Offline

 

#37 2013-09-24 12:56:28

Aurea

Użytkownik

Zarejestrowany: 2013-07-17
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Uśmiech nie schodził jej z twarzy ani na chwilę, gdy jak na skarb najświetniejszy wpatrywała się w małe kuleczki. To właśnie one miały być zalążkiem przyszłej hodowli tej tajemniczej rośliny o której właściwościach notabene wiedziały niewiele, by nie ująć tego jako "nic".
- Tak, pora najwyższa. - spojrzała na odnalezioną pierwej roślinę, która już zdawała się wyraźnie silniejszą, lecz nie tak silną, jak powinna. Zatroskana wyrzekła - sądzę iż w obecnej sytuacji nie powinnyśmy fatygować Nyphealei niebezpieczną i niewygodną podróżą, gdyż mogłaby jej nie przetrwać, a i na wypadek, gdyby nasionka uległy, chroń przed tym Pani Natrivial, zniszczeniu, może posłużyć za źródło nowych. Proponuję pozostawić poczynione przez nas osłony, co by łatwiejszy los w przyszłości miała. Okaz Vamirelle wydaje się nawet silniejszy niż ten, żywię zatem nadzieję, że przetrwają czas jakiś bez naszej interwencji. Nasiona są jeszcze wilgotne, dlatego zamierzam niezwłocznie zabrać się za uplecenie woreczka z bardzo gęstej siateczki, co by do schnięcia okazję miały. Do wieczora najemnicy powinni dać radę przygotować wszystko do drogi, a i my okazję do odpoczynku mieć będziemy. O świcie samym wyruszać zatem powinnyśmy.
Nie widząc oporu u sióstr, przekazała delikatnie nasionka młodszej elfce, zalecając przy tym zebranie także kilku liści opadłych z Nyphealei, po czym pobiegła szukać wrzecion nadających się na zaplatanie. Jedna z nielicznych rosnących tu roślinek, o pstrokatym (choć pospolitym) niebiesko białym zabarwieniu, tkwiła mimo swej wątłości niezwykle stabilnie w skale. Wyrwanie jej stanowiło nie lada problem, zatem ścięła jej górną część, odłupała kawałek skały gdzie tkwił korzeń i wykruszyła część skalną od roślinnej uzyskując cienkie, acz wystarczająco mocne wrzeciona. Nim słońce zaczęło zmierzać do tajnego miejsca swego spoczynku, złożyła na ręce Lasai gotowy woreczek.
Droga powrotna biegła tym samym szlakiem, co poprzednio. Tym razem nawet jeden ork nie pojawił się w okolicy, choć gdzieniegdzie najemnicy raportowali o resztkach obozów tych stworów - bardzo zresztą prowizorycznych. Przy jednej z wieczornych rozmów Aurea wyraziła swoje zaniepokojenie tym faktem. Szybko stawiane obozowiska mogły świadczyć o przemieszczaniu się hord. Tylko dokąd?
Najważniejsza jednak wciąż była Nyphealea. Kobiety zmieniały się w noszeniu woreczka z nią, zawsze jednak trzymały go blisko serca, co jakiś czas ostrożnie doń zaglądając. Gdy w oddali zamajaczyła chatka Aurei, alchemiczki czuły, że wkrótce nastąpi ich rozstanie. Kobieta ugościła ich jeszcze przez jedną noc, jednak gdy nastał świt, wiedziała, że nie może w nieskończoność przeciągać nieuniknionego. Po śniadaniu podała Lasai woreczek:
- Myślę, że macie lepsze warunki do hodowli rośliny. Nasiona po tak długiej drodze powinny być gotowe do pierwszej próby zasadzenia. Może na razie trzymajcie je u siebie, będę was odwiedzac tak często, jak tylko będzie to możliwe i będziemy razem dbać o wzrost małych Nyphealei, a może kiedyś...pomyślimy nad wspólną pracownią?

Offline

 

#38 2013-09-25 16:26:24

Vamirelle

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-14
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Wedle pomysłu Aurei obie roślinki pozostawiły, a zamiast nich do podróży przygotowane zostały nasionka, które zaczątkiem maleńkiej hodowli miały być. Podróż minęła dość spokojnie i nie dłużyła się wcale, choć tym samym szklakiem podążali. Niepokój wywołany pozostałościami po obozowiskach orków okazał się być niepotrzebny, bo nic nie zakłóciło ich powrotu do domów. Widok domku u stóp gór był zarówno oznaką swoistego sukcesu w dotarciu z nasionami do celu, jak i przyczyną wzruszenia. Wszak zaprzyjaźniły się bardzo kobiety w czasie tej wyprawy, a określanie się nawzajem siostrami ów więzi podkreślało, toteż w sercach jakiś żal się pojawił, choć przeganiała go nadzieja na rychłe spotkanie. Pożegnawszy się następnego poranka z nową siostrą, elfki ruszyły do pracowni w domu Lasai, by czym prędzej nasionka zasadzić i do badań i analizowania zapisków w podróży poczynionych przystąpić. 

Wiele dni minęło od ich naukowej wyprawy i wiele z tych dni spędzały razem na badaniach i rozmowach. Pracowały również w swych domach późnymi wieczorami, by przy następnym spotkaniu o wnioskach rozprawiać. W ten sposób ich więzi zacieśniały się coraz bardziej, a gdy siostrami się nazywały, robiły to tak naturalnie, jakby kołyska w kołyskę spały jako niemowlęcia.


//Myślę, że teraz można to już wkomponować w opis początku rodu, z drugiego wątku:) Tzn, nie całość, a wybrane fragmenty. Uważam jednak, że w ostatniej części opisu, który wstawiłam powinno być bardziej podkreślone powiązanie badań z Aureą, bo wyszło to bardzo ogólnie.

"Niedługo po wyprawie w góry Quentai oraz badaniach nad rośliną Nyphealea, w okolicznościach po dziś dzień nieznanych, zaginęła założycielka i głowa rodu Er Nyphala pozostawiając pozostałych jego członków w ogromnym żalu. Ród jednak musiał istnieć nadal. Pozycję głowy rodu odziedziczyła więc jej młodsza siostra, Vamirelle Er Nyphala. Przysięgła ona sobie, zaginionej siostrze oraz wszystkim członkom tego rodu godnie siostrę zastąpić i dalej ród dumnie prowadzić wraz z całą jego alchemiczną działalnością." Trzeba to jakoś zmodyfikować. No i w słowa Lasai wpleść coś o planach przyjęcia innych alchemików do rodu (doświadczonych do pomocy oraz młodych, by ich wesprzeć). Tak, żeby nie wyszło na to, że w chwili powstania ród miał piętnastu członków;p Jeśli udałoby Ci się to jakoś poskładać i poprawić moje literówki, jeśli są, to byłoby obłędnie <3  Ja mogę to potem opracować ładnie w htmlu pod kątem kolorystyki itd;) Na herb chyba jednak jeszcze poczekamy //

Offline

 

#39 2013-09-25 18:33:33

Aurea

Użytkownik

Zarejestrowany: 2013-07-17
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Posklejam i odeślę
Jeśli chodzi o wkład Aurei w badania to może na razie damy fragmenty sesji do opisu rodu a później dorzuci się historię drugą o wspomnianej już wcześniej wyprawie do Dzikich Elfów (Aurea pewnie będzie pisała dziennik, którego fragmenty mogą być umieszczone w opisie )


Haha 16 stron! Moja inżynierka ma dopiero 10

Jakaś sugestia co do objętości mającej trafić do opisu?

Ostatnio edytowany przez Aurea (2013-09-25 19:54:25)

Offline

 

#40 2013-09-25 22:00:11

Vamirelle

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-14
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Wyprawa tak, ale po zaginięciu Lasai, kiedy to same będą sobie musiały poradzić. Póki w fabule Lasai istnieje trzeba w tym końcowym fragmencie, który zacytowałam, zmodyfikować tekst tak, aby była mowa o planach włączenia w to innych(starszych) alchemików i szkoleniu młodych, by kiedyś i oni strzegli Nyphealei. Co do wkładu Aurei, chodziło mi o to, że w tekście jest mowa o członkach rodu, a przecież ród tworzą dokładnie trzy istoty i trzeba je wymienić z imienia normalnie i otwarcie;) To będzie pień rodu i ma być jasne i oczywiste, że mają największy wpływ. Jak zrobi się piękny opis, to ustalimy sobie pokrewieństwo w rodzie:D

Objętość...nie wiem ile zmieści się w profilu rodu:D Sklej wedle uznania, a potem będziemy dopracowywać;)

Hmm...jak potrzebujesz więcej stron na pracę inż, to może rozpiszmy ją sobie w sesji?

Offline

 

#41 2013-09-26 08:33:49

Aurea

Użytkownik

Zarejestrowany: 2013-07-17
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Teraz rozumiem
Mam prawie całe poprawione, jak znajdę dzisiaj chwilkę to pewnie dokończe

Niezły pomysł, tylko nie wiem czy promotorce się spodoba

Offline

 

#42 2013-09-26 08:59:27

Vamirelle

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-14
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Wrzuć w osobny wątek, żebyśmy bałaganu nie miały:)

Promotorkę potem weźmiesz na piwo i wszystko wytłumaczysz;)

Offline

 

#43 2013-09-26 19:51:09

Aurea

Użytkownik

Zarejestrowany: 2013-07-17
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Jednak dzisiaj się nie uda, postaram się jak najszybciej

Offline

 

#44 2013-09-26 22:07:01

Vamirelle

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-14
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

W opisie rodu jest miejsce na 500 znaków, natomiast w powitaniu od głowy rodu zmieściłam 82 strony A4
Myślę więc, że w powitaniu zrobimy historię, a w opisie rodu...coś się wymyśli;p

Offline

 

#45 2013-10-02 19:38:44

Aurea

Użytkownik

Zarejestrowany: 2013-07-17
Posty: 31
Punktów :   

Re: Fragmenty listów

Wieczór już powoli chylił się ku końcowi, gdy wreszcie dotarła do Deallii. Było dość chłodno jak na tę porę roku, mimo to po całodniowej podróży czuła się przemęczona i z całą pewnością nie najświeższa. Z tego powodu jak tylko dotarła do miasta, skierowała konia prosto do karczmy w celu wynajęcia przytulnego pokoiku na piętrze, gdzie mogłaby się odświeżyć i spędzić noc przed dalszą drogą do budynku redakcji. Miała masę zaległości, a fakt, że przez ostatni miesiąc zaszyła się w swojej chatce, wcale tych zaległości nie umniejszył. Znużona, musiała uważać, by miarowy stukot końskich podków o kamienną drogę nie uśpił jej przed dotarciem do celu, mimo to przymknęła na chwilę powieki. Z pół-drzemki wyrwała ją zmiana, jaką spowodowało nagłe zatrzymanie się wierzchowca i jego niezadowolone prychnięcie.
- Co Ci nie pasuje w idealnie równej… - nie dokończyła swojego wyrzutu, gdy otworzywszy oczy, ujrzała powód niezadowolenia konia. Przed nimi jakiś dziadek bezczelnie rozstawił się ze swoimi starociami i właśnie podbiegał do niej taszcząc ze sobą jakiś garnek.
- Pani, świeżutko ze rdzy zeskrobany! Odlany! Solidny! Mojej babce, matce i mnie służył. Posłuży Pani Szanownej wnukom!
Starając się zachować spokój, odpowiedziała bez namiętnie:
- Garnków mam dosyć, a ten ma dziurę w samym dnie.
Staruszek spojrzał na swoje cudeńko, z miną wskazującą, że właśnie uraziła umiejętności kulinarne jego babki i matki, jednak niezrażony wyjął ułamany kawałek drewienka i dalej z entuzjazmem począł wołać:
- To może łyżka! Lekko nadłamana, ale czegóż więcej do mieszania Pani potrzeba?
Widziała, że jegomość nie da za wygraną więc z cichym westchnieniem zawróciła wierzchowca. Po przejechaniu kilkunastu sążni zorientowała się, że była to jedna z nielicznych tutaj niepokręconych dróg, którymi łatwo mogła dotrzeć do celu. Zrezygnowana postanowiła jednak kupić coś od nachalnego dziadka.
- Och! Czyli Pani Droga namyślić się raczyła, ale łyżka… – począł się rozglądać jak ktoś kto właśnie zgubił ukochane dziecko – …gdzieś się…a nieważne! I tak do niczego była – podbiegł do sterty gratów i zaczął przerzucać jedne śmieci przez drugie. Aurea miała już dość czekania i wyraźnie poddenerwowanym głosem, rzuciła:
- Panie! Daj Pan cokolwiek i pozwól przejechać!
W tym momencie staruszek chwycił pierwsze lepsze zakurzone pudło i radośnie powrócił do swojej nieszczęsnej klientki:
- Kuferek! Trochę zakurzony, ale jaki praktyczny! Niewielki, a pojemny…
- Biorę – wyciągnęła rękę po towar pragnąc jak najszybciej zakończyć tą farsę.
- Dziesięć Złotych Monet – uśmiechnął się odsłaniając gołe dziąsła, gdzieniegdzie przerwane pojedynczymi, pożółkłymi zębami.
- I-ile?...Znaczy, tak, bierz i daj przejechać…
Staruszek odebrał należność i po trzykrotnym sprawdzeniu, czy nie został oszukany w mgnieniu oka zwinął swój kram zwalniając drogę niewiaście. Po wielu trudach i stosunkowo łatwym zamówieniu pokoju, przypięła konia i udała się na górę. W chwili jak rzuciła tobołek na ziemię usłyszała huk drewna uderzającego o drewno…
- No tak…kuferek…tyle za niego dałam to chociaż zobaczę ile jest wart…
Wyjęła z tobołka zakurzone ohydztwo i zdmuchnęła z niego sporą warstwę kurzu. Wyglądał nawet ładnie, ale żeby się mu przyjrzeć musiałaby nieźle się napracować nad jego renowacją.
- Ciekawe czy to diabelstwo się chociaż otwiera…
Skrzypienie starych zawiasów dało, o dziwo, pozytywną odpowiedź.
- Otwiera się… i zamyka nawet…a potem znów otwiera…z całą pewnością wart swej ceny – rzuciła ironicznie. Po obejrzeniu zdobyczy niezbyt subtelnie odłożyła, rzec by nawet można rzuciła, staroć obok łóżka. Oczywiście! Starczyło lekkie uderzenie, żeby ten cenny kuferek zgubił jedną część. Podniosła kawałek drewna z zamiarem wyrzucenia go do kosza. Dotknąwszy go jednak zorientowała się, iż to nie był kawałek drewna, a papieru…do tego popalonego i z całą pewnością nie pospolicie produkowanego…
- Co u Sikith’a…? – delikatnie rozłożyła kartkę i zaczęła czytać:

„…iństwa, gdy w moim mieście żywcem spalono moją matkę, podejrzewaną o czarną magię. A ona tylko kochała alchemię, jak ja. Nie nasza wina, że jest to nauka niezwykła. Poszukiwaliśmy innych jej właściwości. Niewykluczone, że [nieczytelne] yrządzona leczy rany, ale aby to sprawdzić, muszę najpierw sprowadzić ją do swojej pracowni. Zabraliśmy już dość i zabezpieczyliśmy coś co wygląda jak jej nasiona. Powoli schodzimy z gór. Stoki Quentai są bardzo niebezpieczne. Zatrzymaliśmy się w dolinie przy najwyższym szczycie pasma. Zwiadowcy mówią, że orki obozują niebezpiecznie blisko i musimy [nieczytelne] wyruszymy ponownie. Mamy wielu rannych i słabych, mam nadzieję, że damy radę dotrzeć na dół i rozpocząć badania. Nyphalia musi być chroniona przed światem, nie wiemy czy nie jest niebez…”

W miarę czytania, czuła jak zapach starej krwi zmieszanej z zapachem palonego papieru uderza jej do głowy. Dziwnym trafem zapomniała o zmęczeniu i pogrążyła się w rozmyślaniu nad istotnością znaleziska, zupełnie zapominając o dotychczasowym celu podróży.

To był bardzo ciężki, ale też bardzo interesujący dzień, który przyniósł wiele pożytecznego. Młoda elfka spojrzała na mroczną, a w jej oczach malowała się ogromna nadzieja. Liczyła poniekąd na pochwałę, ale przede wszystkim pragnęła usłyszeć, że są czynione postępy i że może w końcu zapisać w dzienniku eksperymentu coś, co kiedyś dumą będzie ją napawać. Mroczna spojrzała na młodszą siostrę i uśmiechnęła się leciutko, po czym spokojnym, opanowanym, ale pełnym zadowolenia głosem rzekła:
- No Vamirelle, dziś masz powód do zadowolenia. Dawka była wyjątkowo duża, powiem nawet, że porównywalna do dawki przy prawdziwym ukąszeniu, a prócz lekkich zawrotów głowy i wypieków na policzkach, nie doznałaś dziś żadnych innych efektów zatrucia. Mogę śmiało i uczciwie powiedzieć, że jesteś uodporniona na jad naszego żółtego przyjaciela.
Po tych słowach mroczna odłożyła żółtego pająka do klatki, którą płótnem zasłoniła, by zwierzę się nie denerwowało. Vamirelle natomiast sięgnęła po dziennik eksperymentu, by stosowne zapiski poczynić. Starannie zapisując każdy zauważony efekt działania jadu pajęczego na jej organizm, zerkała raz po raz na miejsce, gdzie Lasai wbiła igłę w celu wprowadzenia dawki jadu. Była zadowolona. Ba! Była ogromnie dumna z siebie. Odłożyła pióro, zasypała kartę mączką, by inkaust osuszyć, po czym zamknęła oprawiany w skórę notatnik. Wstała i podeszła do przepastnego regału dźwigającego ogrom starych ksiąg. Ujęła jedną z nich w dłonie i położyła na stole, siadając obok siostry.
- Lasai, spróbujmy dziś umieszać tę starą miksturę na ropiejące rany. Przyjaciel mój pomocy tego rodzaju potrzebuje, a skoro postępy również alchemiczne poczyniłam, to mogłybyśmy spróbować... -mówiąc to, patrzyła na swą siostrę niemalże błagalnym wzrokiem, jednak odpowiedzi nie czekając, zaczęła przewracać karty owej starej niezwykle księgi, co jeszcze w elfim języku spisana była. Zanim jednak właściwą kartę odnalazła, wzrok jej zatrzymał się na skrawku papieru, co popalone brzegi miał i utkwiony między stronicami był. Wyjęła go ostrożnie i co jakiś czas na siostrę spoglądając, na głos przeczytała jego treść:

"..ór Quentai na niziny. Nyphalia uwielbia słońce tak bardzo, iż rośnie na najwyżej położonych wierzchołkach i jest dość łatwe do zauważenia. Trzeba jednak pamiętać, że nikt, kto dostanie się tak daleko i wyjdzie cało z niebezpieczeństw czyhających [nieczytelne] dość wrażliwej duszy aby zauważyć jej niezwykłość. W słońcu jej kwiat lśni niczym najczystsze białe złoto, a jej liście w dotyku są niby najdelikatniejszy aksamit. Każdy, kto [nieczytelne] uje inny zapach. Ponoć przywołuje ona zapachy z przeszłości ważne dla naszej przyszłości. Przeraża mnie, że czuję ciągle zapach spalonych ci..."

Gdy tylko skończyła czytać ów notatkę, spojrzała z zaciekawieniem na siostrę, a widząc równie zaciekawione spojrzenie swej siostry, zaczęła szybko wertować strony księgi. Po dłuższej chwili zrezygnowała jednak, gdyż nic poza tą notatką nie znalazła. Ponownie więc na siostrę spojrzała i jedyne, co rzekła do niej to krótkie pytanie nie poprzedzone żadnymi słowami zastanowienia, czy inną racjonalną reakcją:
- Lasai, co robimy? - Wzięła głęboki wdech w oczekiwaniu na odpowiedź, licząc na kolejną możliwość nauczenia się czegoś nowego. To, co usłyszała w odpowiedzi bardzo ją uradowało:
- A co byś chciała zrobić, moja mała siostrzyczko? Idziemy do karczmarza wypytać o wolnych zwiadowców i najemników.
Szły dłuższą chwilę, jednak daleko do karczmy nie miały. Po chwili więc, stały już u drzwi przybytku, które żwawo otworzyły. Mroczna podeszła do karczmarza i donośnym głosem zwróciła się do niego:
- Witaj, Szanowny Panie. Trza nam najemników oraz zwiadowców, co dobrze góry Quentai znają. Pilno nam w drogę, więc im szybciej znajdziesz, tym lepiej zapłacę...i dwie szklaneczki rumu proszę -po tych słowach na stole wylądowała niewielka brzęcząca złotem sakiewka.

Wiedziała niewiele, ale to jej powinno wystarczyć. Po jakości papieru i opisanym poświęceniu ekipy rozumiała, że sprawa nie jest błaha. Wszystko wskazuje na to, że tajemnicza roślina znaleziona została w najwyższych szczytach Quentai, bardzo trudno dostępnych i niebezpiecznych. Wiedziała także najważniejsze – musiała, po prostu musiała ją zdobyć. Zbiegła na dół po schodach nie zamknąwszy nawet za sobą pokoju. Na dole, w zadymionym pomieszczeniu siedziała spora grupka ludzi, elfów, krasnoludów i innych ras zamieszkujących Devortis. W najciemniejszym rogu sali dostrzegła tego, którego szukała. Jakiś drow usadowił się z dala od reszty, popijał czerwone wino w samotności i palił fajkę. Podeszła do karczmarza z zamiarem zamówienia tegoż samego trunku, jednak drogę zagrodziły jej dwie, nadmiernie pobudzone elfki, mknące w kierunku lady. Podirytowana faktem, iż dzisiaj chyba całe Devortis zapragnęło jej zachodzić drogę, ruszyła oburzona w ich kierunku, gdy nagle usłyszała magiczne słowa:
-...trza nam najemników oraz zwiadowców, co dobrze góry Quentai znają...
Może jednak los jej sprzyjał? Gdy tylko kobiety odeszły z  trunkiem zamówiła w ich ślad szklankę rumu, którą opłaciwszy, skierowała się do ich stolika.
- Czyżby Panie również kierowały się do Gór Quentai? Aurea jestem. Z zawodu alchemiczka. Chyba łączy nas podobny kierunek. Można się dosiąść?

Karczmarz zamówiony trunek przed siostrami postawił i skinął do mrocznej, by z nią porozmawiać. Młodsza elfka ujęła więc swoją szklanicę i usiadła nieopodal siostry odwracając się tyłem do szynkwasu, by na gości w karczmie móc rzucić okiem. Jej wzrok zatrzymał się na mężczyźnie, co fajkę palił i wino sączył samotnie. Drow. Vamirelle cicho westchnęła i z ukosa na siostrę zerknęła. Zawsze chciała być taka jak ona. Chciała być mrocznym elfem. Ona jednak nie w matkę, a w ojca się wdała. Z zamyślenia wyrwał ją powrót siostry, która lekko się uśmiechała. Tak, była zadowolona. Bardzo zadowolona. Siedziały już razem rum popijając, a Vamirelle w napięciu oczekiwała na słowa starszej siostry, która powiedzieć miała, co udało się załatwić. Zamiast tego usłyszała obcy głos kobiety, co nad nimi stała. Zbita z tropu spojrzała na nieznajomą, ale nim cokolwiek powiedziała, mroczna elfka wedle kultury nakazów wstała i głowę lekko skłoniła mówiąc:
- Miło poznać kogoś, kto także alchemię docenia. Pozwól więc, że i my się przedstawimy. Na imię mi Lasaiphiona, a to moja młodsza siostra, Vamirelle, również alchemik. Śmiało, dosiądź się do nas. Wszak najlepiej pije się wśród swoich.
Po tych słowach zaprosiła kobietę gestem dłoni, miejsce obok siebie wskazując. Nim jednak zdradziła powód ich wyprawy, uśmiechnęła się uprzejmie i spytała:
-Pozwól mi spytać, cóż ciągnie Cię w Góry Quentai? Wszak niebezpieczne to góry i wysokie, więc i byle spacerów się tam nie planuje. - to mówiąc rumu nieco upiła.
Młoda elfka bez słowa rum piła sytuację bacznie obserwując.

Usiadła na wskazanym przez drowkę miejscu, szklanicę kładąc na stole. Zawahała się przez chwilę przed odpowiedzią. Wszak nie znała obecnych tutaj kobiet, a kwestia Nyphalii była dość...delikatna. Głośna karczma również nie wydawała się miejscem sposobnym do takich rozmów. Więc, choć kobiety wydawały się bezpieczne, uznała, że dopóki może, dopóty w szczegóły zgłębiać się nie będzie.
- Znalazłam pewne ciekawe opisy dotyczące roślinności wysokogórskiej. Chciałam przyjrzeć się z bliska tak ciekawej florze. Nigdy nie wiadomo, a nuż coś alchemicznie zdatnego się trafi.
Uśmiechnęła się i upiła spory łyk trunku. W końcu nie skłamała.
- A Panie? Chyba nie wybierają się Panie na miły spacerek?

Młodsza z sióstr jakby nieco drgnęła na słowa kobiety, po czym na starszą spojrzała reakcji jej wyczekując. Mroczna spojrzenie skierowała na nowo poznaną, by po chwili ponownie na rozmowę z karczmarzem się udać. W tym czasie rudowłosa wzrok swój przeniosła na kobietę i powoli odpowiedziała na słowa przez nią wypowiedziane:
-Chciałabym wierzyć, iż miłym spacerkiem się to okaże, lecz niepodobna by tak się stało. Wszak to Góry Quentai, a nie pobliska łąka. Interesuje Panią Szanowną roślinność wysokogórska, co o tyle przedziwnym zbiegiem okoliczności dla mnie jest, że ów zainteresowanie wzbudzone zostało przez znalezione opisy. Zdrowy rozsądek kazałby mi język za zębami trzymać, lecz korci mnie by spytać, czy nie były to stare opisy, a wręcz notatki bądź ich fragmenty, co jakby walkę z ogniem stoczyły z mniej lub bardziej opłakanym skutkiem?
Patrzyła na kobietę, niezwykle ciekawą jej odpowiedzi będąc. Domyśliła się już, po cóż siostra jej do karczmarza się udała, więc nie zdziwiło jej wcale, gdy mroczna powróciła do nich w dłoniach klucz do piwnicy karczemnej dzierżąc. Na siostrę wzrok przeniosła, lecz ta usiadła obok nich bez słowa klucz na podołku trzymając.

Zapytanie na chwilę pozbawiło Aureę spokojnego opanowania i przez moment można było zauważyć na jej twarzy zdziwienie, które niemal natychmiast przeobraziło się w .... wyraźne zaciekawienie. Jedno było pewne - w tym wszystkich bogowie musieli maczać palce, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w tym samym czasie trzy obce sobie alchemiczki odnalazły prawdopodobnie podobne sobie źródła tyczące się...właśnie, czyżby tej samej rośliny?
- Moje źródła rzeczywiście do najnowszych i najlepiej zachowanych nie należą, jednak... - tu spojrzała na klucze trzymane przez jedną z alchemiczek - ...to nie jest dobre miejsce na takowe rozmowy. Duszkiem dopiła szklankę ruu i wstała z nadzieją na jak najszybsze przeniesienie się towarzyszek w ustronniejsze miejsce.

Mroczna spojrzała na swą młodszą siostrę, usta w półuśmiechu wykrzywiając. Rudowłosa w duchu z ulgą odetchnęła. Wszak wiedziała, że gdyby nie trafiła celnie, obnażyłaby ich plany niewłaściwej osobie, a tego starsza siostra by jej nie wybaczyła. Ona sama sobie z resztą, też nie. Jak na komendę siostry wstały równocześnie, a starsza z nich do kobiety podeszła i spokojnym, nieco przyciszonym głosem, rzekła:
- Że temat ten niewłaściwy jest do omawiania w tymże miejscu, tego jestem w zupełności pewna. Stąd też zapraszam do piwnicy, którą dobry karczmarz zgodził się nam udostępnić, a w której nikt i nic przeszkadzać nam nie będzie.
Po tych słowach na młodszą elfkę skinęła głową i podążyły w kierunku piwnicy. Lasairfhiona nie czekając ani na siostrę ani na kobietę, a licząc na to, że obie panie za nią podążą bez zwłoki, do drzwi piwnicznych po schodkach stromych ruszyła. Stojąc już u owych drzwi, klucz w zamku przekręciła i drzwi lekko pchnęła, a oczom jej ukazało się nieco obskurne pomieszczenie rozświetlone jedynie kilkoma świecami, co niemalże całe już dopalone były i woskiem blat stołu oblepiły. Pod nosem mruknęła niby do siebie:
- Paskudnie w tej izbie, ale spokojnie.
Faktycznie, żywego ducha w izbie tej nie było. Jeno stół, kilka zydli, dopalające się świeczki, co tańczący nikły blask rzucały na piętrowo ustawione beki dębowe, co pod zasłoną pajęczyn się kryły wzdłuż ścian.

Rzeczywiście dwa razy decciance powtarzać nie trzeba było. Z niejaką ulgą ruszyła za elfkami w stronę piwnicy. Wnętrze szczególnie jej nie zadziwiło, jednakże do gustu również nie przypadło. Spojrzała z niemałym wstrętem na pokryte chyba większą warstwą brudu niż drewna zydle i bez dłuższego zastanowienia wybrała opcję stojąco - krążącą (zwłaszcza, że emocje biorąc nad nią górę wymagały swego rodzaju rozładowania). Stwierdziwszy solidność ścian i brak obecności osób postronnych, postanowiła dłużej nie zwlekać z wyjaśnianiem sprawy (choć szczegółów tak zaraz wszystkich zdradzić zamiaru nie miała).
- Zgaduję, że znalazłyśmy zrządzeniem bogów kapryśnych w tym samym czasie podobne informacje. Moje znalazłam na targu w starej skrzyni. Sugerują one... - zastanawiała się jak wiele może zdradzić, żeby zaufanie zyskać, a na własnym się nie przeliczyć - ...obecność niespotykanego tutaj zioła w Górach Quentai. Czy i wasze o tym traktują?
Przestała krążyć w kółko. Zatrzymała się po drugiej stronie stołu niż elfki. Czuła, że światło dogasających świec padające jej na twarz, potęguje efekt wbitych w mroczną błękitnych oczu.

Mroczna wciągnęła powietrze i na siostrę znacząco spojrzała, dając jej tym samym znak, że dyskusja do niej teraz należy. Wszak to młodsza jej siostrzyczka w księgę nos wsadziła. Rudowłosa kazać na swoje słowa nie kazała i zaraz do kobiety, co w skrzyni ponoć zapiski znalazła, zwróciła się głosem, w którym dało się słyszeć walkę z emocjami:
-Zrządzenie bogów, czy też inne licho, dziś rano przeglądając księgi alchemiczne, spisane jeszcze w języku Starszego Ludu, znalazłam zapiski, co podobnie do Twoich zapisków, Szanowna Pani, traktują o tajemniczym ziółku. Wydawać by się też mogło, iż ziółko to sprowokowało jakąś wyprawę, gdyż najpewniej zapiski z takowej pochodzą.
Jej złote oczy wpatrzone były w Decciankę, a ona sama zastanawiała się, ile jeszcze mogą jej powiedzieć. Nie wydawało jej się jednak, by mogła wykorzystać ich słowa przeciw nim. Po chwili namysłu dodała jeszcze wolno słowa wypowiadając:
- Sądzić można, że ów wyprawa fiaskiem się nie zakończyła, jednak pytanie czy autor tych zapisków pozostawił coś więcej niż ślad, że takowa się odbyła...

Aurea przeniosła wzrok na młodszą z rozmówczyń. Jej przypuszczenia zostały właśnie potwierdzone.
- Zatem te same źródła, ten sam cel, jak zgaduję. Brakuje jedynie ekipy i jeśli Miłe Panie się zgodzą, możemy ruszać. - spojrzała na ledwie tlące się płomyki świec. - Pora późna, lecz jeśli Panie pozwolą, mam wynajętą izbę na górze, gdzie możemy spędzić noc. Do rana karczmarz powinien znaleźć odpowiednio przygotowaną drużynę. Myślę, że nie ma co czekać, aż lato przeminie, a my będziemy musiały się borykać ze śniegiem już u podnóży górskich.

Tym razem mroczna wystąpiła z odpowiedzią, której udzieliła głosem uprzejmym, aczkolwiek niepozbawionym emocji:
- Skoro tak nas los urządził, wyruszymy razem. Jutro nim w podróż wyruszymy, warto byłoby przyjrzeć się zapiskom. Zawsze to lepiej więcej fragmentów razem analizować. Póki co jednak, trza nam siły zregenerować, więc pozwolimy sobie z Twej grzeczności skorzystać i na spoczynek się udamy.
Po tych słowach na młodszą siostrę skinęła porozumiewawczo, a elfka gotowa już była pójść w ich ślady. Ponownie mroczna do kobiety się zwróciła:
-Prowadź więc, proszę, do pokoju swego. Dziś już odpoczniemy, a jutro do wyprawy się przygotujemy. Rację masz, że im szybciej wyruszymy, tym dla nas lepiej. Wszak zima, ani jesień nigdy dobrą porą na spacery po górach nie były.
- Zatem zapraszam!
Odwracając się zamaszyście, zmiotła krańcem sukni znaczną ilość kurzu podłogowego. Spodziewając się, że reszta za nią podąży, ruszyła w górę po schodach. Przechodząc przez karczmę, raz jeszcze spojrzała w stronę stolika, przy którym siedział Drow, jednak ten był już pusty. Pomyślała, że to bardzo dobrze, iż nie podeszła do niego po pomoc. Przeszła przez gwarne pomieszczenie, weszła po skrzypiących schodach i chwyciła za klamkę drzwi na końcu korytarza. Z niemałym zażenowaniem uświadomiła sobie, że z tego całego entuzjazmu nie zamknęła nawet drzwi na klucz. Otworzyła je i zaprosiła gości do środka, podobnie jak piwnica zresztą, niezbyt eleganckiego. Poradziła elfkom udanie się do małej umywalni za drzwiami (której stanu nie miała okazji jeszcze sama sprawdzić), po czym ściągnęła wypchany sianem materac z łóżka i ułożyła go w formie, mającej naśladować poduszkę, a na resztę "legowiska" poskładała powyciągane zewsząd koce. Zadowolona ze stworzenia potrójnego legowiska z jednego łóżka, postanowiła zaraz za zaproszonymi trochę się odświeżyć i dobrze, jak na dostępne warunki, się wyspać.
Udawszy się śladami kobiety, siostry znalazły się w jednym ze skromnych pokojów gościnnych w karczmie. Pokoje te miały to do siebie, że były zazwyczaj dość obskurne, ale komfortowe dla podróżnych i każda z sióstr miała wielokrotnie okazje docenić odpowiednio fakt ich istnienia. Rudowłosa elfka omiotła pokój wzrokiem, z którego sentyment jakiś wyzierał, po czym do umywalni się udała wraz ze starszą siostrą by odświeżyć się nieco przed snem. Jak to zwykle w karczemnych pokojach gościnnych bywało, izdebka pełniąca rolę umywalni, była niewielka, ale mieściła sporych rozmiarów misę, w której swobodnie można było się umyć. Po mniej więcej kwadransie obie elfki na powrót stanęły w izbie będącej pokojem gościnnym i z uznaniem spojrzały na dzieło nowej towarzyszki. Mroczna zwróciła się do kobiety, zanim ta udała się do umywalni:
- Czas najwyższy dzisiaj spocząć, wszak jutro rankiem wczesnym trza nam wstać. Winny zostać poczynione konieczne plany, by podróż bezpieczną była, a i fragmenty zapisków należy przeanalizować w celu przygotowania się do podróży. Dobrze też będzie w miarę możliwości wcześnie wyruszyć, by miasto opuścić nim mieszkańcy zaczną całkiem uliczki wypełniać. Dobrej nocy więc Ci życzę, a i my już do snu kłaść się będziemy.
Po tych słowach w stronę łóżka się obróciła i wraz z siostrą rozdziewać z siebie suknie zaczęły i buty zdejmować, by na pobliskim krześle je zostawić, a do snu kładły się jeno w halkach, bo tak wygodniej, a i suknie nie będą wymięte rankiem. Legowisko całkiem komfortowe było, to też szybko obie kobiety usnęły, by następnego dnia bladym świtem oczy otworzyć.

Obudziwszy się z samego rana, poszła odświeżyć się nieco w umywalce, po czym wdziawszy krótką szarą sukienkę podróżną zeszła na dół do karczmy. W sali było pusto, choć jeszcze unosił się zapach wieczornego raczenia się trunkami. Za ladą ciągle był ten sam, choć już nieco zmordowany, karczmarz. Zamówiła u niego śniadanie dla trzech osób, po czym zajęła stolik przy oknie, skąd było widać drogę prowadzącą do karczmy. Miejsce to dawało jej możliwość wcześniejszego ostrzeżenia przed przybyciem ewentualnych gości. Wiedziała, że karczmarz czekał zapewne na jej towarzyszki, w końcu wczoraj zamawiały u niego najemników, a z pewnością nie był to człowiek gardzący dodatkowym zarobkiem. Aurea również czekała, popijając gorącą herbatę. Oczami wyglądała przez okno, choć myślami już pięła się w górę Quentai...

Oczy otworzyły niemalże o tej samej porze, bo promienie słońca wdzierały się przez maleńkie okienka i po twarzach elfki muskały budząc do życia. Wstały więc i legowisko uporządkowawszy, do umywalni się udały. Po  porannej toalecie, odziane w swe suknie na powrót, udały się do izby karczemnej, by przy śniadaniu omówić szczegóły. Przodem szła Mroczna i kroki swe do karczmarza wyraźnie kierowała, by uzgodnić jeszcze jakieś aspekty tylko sobie znane. Za nią podążała młodsza jej siostra, która do stolika zajętego przez nową towarzyszkę zmierzała. Na powitanie skłoniła głowę lekko i, uśmiechając się, rzekła wyraźnie dniem podekscytowana:
-Witaj. Mam nadzieję, że spałaś dobrze i do wyprawy gotowa jesteś. Chciałabym pokazać Ci zapiski, co znalezione w alchemicznej księdze do naszego spotkania się przyczyniły.
Słowa te wypowiadając dłoń ku niej wyciągnęła, w której skórzaną tekę dzierżyła, a w tece zapiski schowane były, by większemu zniszczeniu już nie ulec. W tym samym czasie spojrzała na swą suknię i dodała przepraszającym tonem:
-Udać się będziemy musiały do domostwa naszego, by przyodziać bardziej podróżny ubiór. Wszak nie przewidziałyśmy nocy poza domem spędzonej i zmuszone byłyśmy poranek w sukniach przywitać.

Uśmiechnęła się na powitanie i niezwłocznie zabrała za przegląd podanych jej zapisków. Rzeczywiście, wszystko się zgadzało. Sięgnęła do kieszeni skrzętnie ukrytej w sukni i podała swój fragment, zapamiętując, by przy najbliższej okazji jakoś go zabezpieczyć. Podała go młodszej, mówiąc:
- Ja także do krótkiej wyprawy przygotowana byłam. Mieszkam u podnóży gór Quentai. Udam się tam i przygotuję do drogi. Jak tylko będziecie gotowe, wystarczy, iż wyruszycie z Dealii w stronę Portu Jaffic przez łąki ciągnące się od rzeki Dealiji. Droga jest bezpieczna, a i nie zdarzyło się nikomu jeszcze do mnie nie trafić. W razie czego, możecie pytać miejscowych hodowców ziół, większość znam osobiście, pokierują was do mnie. Najdalej za trzy dni powinnyśmy się u mnie spotkać, skąd będzie wygodniej nam ruszać.
Oddała elfce jej zapiski, po czym ponownie upewniła się, że do karczmy nikt nie zmierza.

Z podanym fragmentem zapisków uważnie się zapoznała, po czym oddała go kobiecie i wzrokiem w kierunku siostry powiodła. Mroczna akurat skończyła ustalać szczegóły z karczmarzem i ku nim zmierzała. Stanąwszy przy stole skinęła do kobiety na powitanie i nim usiadła do śniadania, zrelacjonowała rozmowę z karczmarzem w dość sporym skrócie:
-W ciągu dwóch dni ekipa podróżna winna być gotowa do drogi. Mamy tylko wysłać posłańca z informacją o miejscu, z którego ruszać zechcemy. Cała wyprawa nie powinna trwać dłużej niż trzy tygodnie, wedle jednego z przewodników górskich. Za przyzwoitą opłatą prowiant otrzymać możemy przygotowany w karczmie, bo jak się okazało gospodarz tego przybytku zaopatrywanie wypraw traktuje jako formę dorabiania na boku. Tym lepiej dla nas, bo skupić się możemy na naszym celu. Niestety ekipa wędrowna nie będzie na tyle duża, byśmy mogły z sobą księgi brać. Nacisk jest takowy, byśmy jedną, czy dwie księgi wzięły, a resztę koniecznych informacji w formie zapisków w tekach skórzanych przygotowały. Myślę jednak, że badania prowadzić będziemy po powrocie, więc jedyne, co konieczne będzie, to zabezpieczenie znalezionych fragmentów oraz przygotowanie się do czynienia kolejnych notatek. Tyle z mojej strony, jeśli o aspekt organizacyjny się rozchodzi. Teraz życzę smacznego.
Po tych słowach Lasairfhiona usiadła obok siostry i do śniadania konsumpcji przystąpiła. Rudowłosa natomiast, spojrzała na towarzyszkę uśmiechając się do niej mówiąc:
-W takim razie po śniadaniu udamy się do domów swoich, by co konieczne spakować. Gdy już kufry nasze spakujemy, niezwłocznie udamy się w kierunku Twego domu i z tego miejsca wyruszymy. Poinformować przewodnika o tym trzeba i będzie można wyruszać już za dwa dni.

Aurea wysłuchała relacji elfek, po czym, dokończywszy posiłek wstała i rzekła:
- Spokojnie dokończcie śniadanie, a ja pójdę na górę spakować się i zaniosę karczmarzowi list do przewodnika z instrukcją dotarcia do mnie, po czym niezwłocznie wyruszę. Na wypadek, gdybyśmy się przy pakowaniach minęły, życzę Paniom udanej podróży i liczę, że niedługo się spotkamy, abyśmy w drogę ruszyć mogły.
Wypowiadając ostatnie słowa skinęła głową, po czym uczyniła, co wyrzekła.

Obie siostry pożegnały się z nią i do śniadania usiadły. Gdy talerze puste już były, wstały od stołu i do wyjścia ruszyły zostawiwszy gospodarzowi nieco złocisza. Nieco czasu im zajęło dostanie się do domostw swoich i spakowanie potrzebnego dobytku, lecz nim słońce górować zdążyło, obie elfki konno zmierzały już do wskazanego przez Aureę miejsca, w którym to mieszkała. Jeszcze u drzwi domu Mrocznej spotkały się one z jednym z tragarzy, który nad dwoma starannie zabezpieczonymi kuframi pieczę objął i teraz w ślad za nimi podążał. Mimo pełni życia toczącego się na ulicach miasta, nie pojawiły się większe kłopoty, więc niebawem u drzwi domu u stóp Gór Quentai stała rudowłosa elfka pukając w nie energicznie, acz nienachalnie.
Opuściwszy karczmę, udała się do stajni. Oporządziła konia, objuczyła go niezbyt wielkim tobołkiem, po czym upewniwszy się, iż zapiski leżą bezpiecznie w jej sukni ukryte, ruszyła w stronę domu. Droga zeszła jej bez większych przeszkód, z małym tylko postojem nad Dealiją dla zaspokojenia pragnienia wierzchowca. Znała już tą trasę na pamięć - najmniej raz w miesiącu musiała ją wszak pokonywać. Dotarłszy do domostwa, zdjęła zbędne obciążenia z konia i przywiązała go do resztek rozpadającego się płotka. Nakarmiwszy zwierzę, udała się do chatki w celu przygotowania się do drogi. Nie miała zbytnio stroju podróżnego, bo i na żadną wyprawę nie było dane jej nigdy ruszać. Zaniepokojona przerzucała kolejne sukienki w szafie, gdy nagle przyszedł jej do głowy dość nietypowy pomysł. Miała wszak ucznia niegdyś, który w nieznanych okolicznościach niestety zaginąć raczył...zostawiwszy swoje rzeczy! Z zawstydzeniem udała się do jego pokoju i rozpoczęła na nowo poszukiwania. Na szczęście diablątko podobnej co i ona budowy było, a i jakieś świeże spodnie i koszulę na nią pasującą zostawiło. Zebrała włosy w prosty kitek, czego w zwyczaju robić nie miała i przejrzała się w lustrze. Dziwnie mało kobieco się czuła, acz...tak jakoś...ciekawie. Zagarnęła jeszcze na zmianę po parze spodni i drugą koszulę. Ciepły kożuch i bieliznę ze swojego asortymentu zabrała. Znalazła się nawet jakaś stara lina od studni, krzesiwo i oczywiście, skradziony dawniej sztylet. Pogładziła rudo-brązową rękojeść, po czym wsunęła do pochwy, którą do pasa sobie przymocowała. Jeszcze lekki płaszcz podróżny, buty...znowu diablęce i trochę własnej roboty podpłomyków, na wypadek gdyby prowiant karczmarza był zbyt skromny. Czas jej się kończył, towarzysze pewnie już daleko w drodze byli, więc szybciutko napaliła pod kotłem i wstawiła gulasz co jej po wczorajszym posiłku pozostał. Chwilę później usłyszała wyczekiwany dźwięk. Otworzyła drzwi w pełnej gotowości do drogi:
- Zapraszam, posilmy się przed drogą i możemy ruszać!
Ledwie to powiedziawszy, na stół zaniosła ciepły kociołek i kilka podpłomyków.

Przez otwarte drzwi do izby weszły elfie siostry najwyraźniej już do drogi gotowe. Starsza z nich, mroczna elfka Lasairfhiona, miała na sobie ciemne spodnie wpuszczone w wysokie skórzane buty, jakąś koszulę i kolan sięgający płaszcz z ciemnej skóry. Młodsza natomiast przyodziała dość jasną koszulę o bufiastych rękawach, wąskie spodnie z miękkiej skóry szyte o wysokim stanie aż do połowy talii sięgającym, a na ramionach skórzaną kamizelkę miała. Nogi jej, podobnie jak u Mrocznej, obucone były w wysokie skórzane buty, co nad kolano sięgały. Rude jej włosy związane w ciasny kłoskowy warkocz zostały i rzemieniem oplecione przy końcu, by w podróży kłopotliwe nie były przy swej długości. Tak odziane elfki przywitały się ponownie z Aureą:
- Witaj, Towarzyszko tej nadchodzącej przygody. Z wielką przyjemnością posilimy się nim wyruszymy.
Po tych słowach Lasairfhiony obie usiadły przy stole i do posilania się przystąpiły. W międzyczasie młodsza z nich, Vamirelle, zwróciła się do kobiety:
- Przygotowałyśmy na podróż, prócz odzienia oczywiście, nieco skór na wypadek silnych chłodów. Pozwoliłam sobie także zabrać niewielką beczułkę rumu dla rozgrzania, choć Lasai zachwycona tym faktem nie była. - Rzuciła okiem w stronę siostry, a widząc jej ściągnięte usta i chłodne spojrzenie uśmiechnęła się do Aurei i kontynuowała wywód. - Wzięłam także sztylet na wszelki wypadek i widzę, że Ty także to uczyniłaś. Miejmy jednak nadzieję, że nie będzie konieczności ich użycia.
Po tych słowach dłonią przesunęła po rękojeści Negocjatora-sztyletu, który dostała od pewnego maga na początku swej przygody w nowym miejscu.

- Widzę, dobrze jesteście przygotowane - Aurea spojrzała z uśmiechem na sztylet - Też mam nadzieję, że oręż będzie zbędny, jednak z obecnością orków w ich ojczyźnie musimy się niestety liczyć. Poza tym zawsze jakaś ryba złowiona, sztyletem wyprawiona być może. - zaśmiała się z lekka dla stresu rozładowania. Gdy wszystkie skończyły się posilać, zebrała naczynia i opłukała w misie. Narzuciła płaszcz na ramiona, a tobołek przez ramię przewiesiła i stanęła przy drzwiach.
- Jeśliście gotowe do drogi, ruszać możemy póki ranek ku południowi zbliżać się nie zaczął.

Na myśl o orkach rudowłosa wzdrygnęła się lekko, natomiast na starszej z sióstr albo nie zrobiło to wrażenia, albo nie okazywała emocji w takim stopniu jak Vamirelle, temat użycia oręża został  więc zarzucony. W milczeniu dokończyły posiłek ze smakiem chrupiąc ostatnie podpłomyki, po czym na słowa kobiety wstały od stołu i ku drzwiom jej śladami się udały.
Na zewnątrz stała już grupa przewodników i tragarzy w pełnej gotowości do drogi, a i konie oporządzone już czekały by je dosiąść. Elfki spojrzały po sobie i wzrok na Aureę przeniosły uśmiechając się znacząco, jakby ekscytację swoją chcąc wyrazić. Mroczna podeszła do swego wierzchowca, by dosiąść go czym prędzej i to samo jej młodsza siostra uczyniła. Szczęśliwie konie zostały napojone, gdy one posilały się przed drogą, więc gotowe do długiej drogi były. Już na grzbiecie końskim siedząc, Lasairfhiona do głównego przewodnika się przysunęła, by omówić jakieś szczegóły, a w tym czasie Vamirelle na towarzyszkę czekała, aż ta konia dosiądzie i dając upust swemu podnieceniu całą tą wyprawą odezwała się do niej:
- Cóż, Twoim zdaniem, nam ta wyprawa przyniesie? Wszak niewiele wiemy o naszym celu, lecz wielce jego ciekawa jestem i bardzo mi śpieszno, by go odnaleźć. Na jakim poziomie szanse nasze oceniasz?
Mówiąc to, patrzyła na kobietę wzrokiem niemalże młódki naiwnej, jakby wyprawa ta miała być wyprawą w poszukiwaniu jakiegoś miejsca z barda opowieści, które młodym dziewczętom się prawi.
Widok przygotowanych najemników sprawił, że poczuła się pewniejsza siebie, toteż na zapytanie Varmille odpowiedziała, niemal z pełnym przekonaniem:
- Nyphalię oczywiście! - roześmiała się, po czym dorzuciła - i wszystkie jej nieodkryte, acz cudowne właściwości. Z całą pewnością jednak, jeśli ją znajdziemy, w co biorąc pod uwagę dotychczasowe nasze powodzenia, szczerze wierzę, będzie nam ona zapewniać zajęcia na długie lata!
Pełna optymizmu zamocowała swój bagaż u siodła i sama usadowiła się na wierzchowcu. I tak rozpoczęły drogę, która miała być początkiem ich późniejszej więzi. Początki były łatwe zarówno dla nich, jak i dla koni, gdyż trasa do najwyższych szczytów gór zaczynała się łagodną stromizną porośniętą rzadkim lasem. Gdy tylko dotarli na jego skraj rozbili pierwszy obóz, gdyż słońce poczynało powoli ginąć za horyzontem pozostawiając podróżnym perspektywę spędzenia nocy w siodle. Następnego dnia pięli się w górę po coraz rzadziej porośniętych krzewami terenach, jednocześnie coraz bardziej stromych. Ponieważ skwar zaczął doskwierać, błądzili dość długo szukając źródła czystej wody. Dopiero następnego dnia trafili na górską rzekę mającą niechybnie swoje źródło wysoko w górach. Od tej pory była ona ich drogowskazem w podróży i źródłem życiodajnego napoju. I tak dniami jechali w szeregu, który rozpoczynali i kończyli najemnicy, na noce zawsze robiąc popas. Wieczory, niekiedy do świtu się ciągnące, alchemiczki spędzały na rozprawach - najpierw wyłącznie o sztuce swego fachu, później jednak zaczynały przechodzić na tematy bardziej osobiste. Aurea w poczuciu więzi z towarzyszkami opowiedziała im o tym, jak to wychowywała się w szlacheckiej rodzinie w Dealii. Także to im, jako pierwszym, zwierzyła się z tego, że gdy tylko osiągnęła wiek lat 14, jej ojciec postanowił ją wydać za zamożnego, acz 70 lat sobie liczącego, magnata. Moment, w którym miała dopełnić małżeńskich obowiązków, a w którym to ujrzała swego oblubieńca nagiego i kierującego się w jej stronę, był chwilą w której zdecydowała nie czekając, uciec - w białej sukni i z ukradzionym lubemu sztyletem, który to wzięła także i na tę wyprawę...a z czym elfki się z nią podzieliły w czasie tych dysput?
Obawy o użycie przez kobiety oręża nie sprawdziły się. Wprawdzie raz wyprawa natknęła się na grupkę 3 orków, jednak najemnicy szybko pokazali, do jakich celów najęci zostali. Obyło się na kilku zadrapaniach i zabrudzonych mieczach. W ten oto sposób dotarli na najwyższy szczyt góry Quentai...

Słowa odpowiedzi słysząc, elfka zacisnęła dłonie na lejcach, a na jej twarzy pojawił się uśmiech świadczący o radości, jaką wywoływała wizja tychże odkryć. Popędziła konia piętami widząc, że uformowany już konwój ruszył przed siebie ku Górom Quentai. Początkowo czuła, jak ogarnia ją euforia wywołana nadchodzącą przygodą. Pełna emocji i myśli była też głowa jej starszej siostry, jednak ona lepiej panowała nad wyrażaniem emocji, a co za tym idzie, wydawała się być niezbyt przejęta podróżą, zwłaszcza że początkowy jej etap należał do spokojnych i raczej bezpiecznych.
Pierwszej nocy, leżąc na zwierzęcej skórze, Vamirelle niemalże oka nie zmrużyła poddając się emocjom i snującym się po jej głowie myślom. Przypominała sobie treść tajemniczych zapisków, wspominała chwilę, gdy poznały Aureę odkrywając wspólny cel, w myślach powtarzała sobie jej ostatnie słowa przed podróżą, które tak wielką nadzieją ją natchnęły. Następne postoje na noc przesypiała już spokojnie na tyle, na ile pozwalała świadomość zasypiania w dziczy. Podróżowanie wedle biegu rzeki było dobrym i sprawdzonym pomysłem, toteż faktycznie jedynym wyraźnie niepokojącym momentem była chwila spotkania orków na swej drodze, choć i on nie przyniósł większych szkód. Rozmowy z towarzyszką przygody, Aureą, były wciągające nie tylko przez wzgląd na wspólną profesję, lecz i ze względu na bardziej osobiste zwierzenia. Tak też poruszone szczerą i poniekąd przerażającą historią kobiety, elfki także o sobie co nieco powiedziały. Lasairfhiona wspomniała z rozbawieniem o różnicy rasowej między nimi, która wynikała z różnicy rasowej między rodzicami. Wszak ojciec będący wysokim elfem o niezwykle rozwiniętym talencie artystycznym swym dziedzictwem obdarzył młodszą z córek, która krew z krwi, do wysokich elfów należy, natomiast miłością jego życia była wyjątkowo piękna mroczna elfka, co do alchemii smykałkę miała ogromną. Stąd też najstarsze ich dziecko, Lasai, mroczną jest, tak jako i najmłodszy syn. Mroczna wspomniała także o tym, jak goniąc za drowem, w którym się zakochała, w podróż daleką się udała, co w Ghis koniec swój miała. Vamirelle wtrąciła także swoje trzy grosze, mówiąc o tym, jak zafascynowana alchemią uczyła się u jednego z okolicznych mistrzów, z którym później podróżowała nieco. Jej podróż także w Ghis się skończyła, gdzie siostrę odnalazła. Tak też o tym, jak u siostry dalsze nauki pobierała wspomniała, a i o próbie uodpornienia się na pajęczy jad nadmienić nie omieszkała. Na takich to pogaduchach wieczory przy ognisku im mijały, a dni na podróżowaniu umykały. Wspólne pokonywanie drogi i ogrzewanie się przy płomieniach ogniska stopniowo zbliżało kobiety do siebie i przyjaźń między nimi rozwijało. Kiedy to więc masyw górski oparciem dla ich nóg już był, a niebo zdawało się być niemalże na ręki wyciągnięcie, Vam puściła lejce i dłoń zarówno do swej siostry rodzonej wyciągnęła, jak i do przyjaciółki, by ich dłonie ująć i usta otworzyła, jakby coś rzec chciała, lecz jedyne, co rzec zdołała, to zduszone przez emocje dwa słowa:
-Tak blisko...

Czując ciepło płynące z dłoni towarzyszek, zamknęła na chwilę oczy próbując poczuć atmosferę tego miejsca. Świeże górskie powietrze zawsze sprawiało, że czuła, iż może oderwać się od ziemi i już nigdy na nią nie wrócić. Szczyt był tuż przed nimi. Niecierpliwe emocje wzięły jednak górę i kobieta puściła dłoń towarzyszek, po czym ruszyła przed siebie wołając:
- Jeśli tak blisko, to nie czekajmy aż uschnie! - obejrzała się na elfki i wybuchnęła gromkim śmiechem.
Szczyt był skalisty, niemal goły, gdzieniegdzie tylko pozasłaniany pojedynczymi krzakami. Czy w takim miejscu mogła rosnąć jakakolwiek przydatna roślina? Aurea sama już zaczynała w to wątpić. Postępując na przód czuła, jak od czasu do czasu jakiś kamyczek wysunął jej się spod nogi, nie przeszkadzało jej to jednak ani trochę w ciągłym rozglądaniu się na boki. Gdy weszła na sam szczyt, stanęła oniemiała. Przed sobą widziała wszystkie szczyty Quentai od miejsca, w którym stały w stronę Portu Jaffic, który majaczył gdzieś na dole, jako malutkie skupisko niewielkich budek. A za nim...niczym nieograniczona błękitna przestrzeń falującego oceanu. Stanęła jak skamieniała, nigdy wcześniej nie widziała niczego tak pięknego. Zaczęła powoli obracać się dookoła, aż spojrzała w stronę Krainy Devortis. Widziała pola, na których skraju mieszkała, dalej majaczyła Dealia, przecinana przez Dealliję, na lewo ciemną zielenią odznaczała się Mroczna Puszcza, a także inne miasta, lasy i osady. Nie miała pojęcia jak długo stała tak, po prostu wpatrując się w ten niespotykany widok. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś przyjdzie jej ujrzeć coś takiego, gdy nagle...

Gdy słowa przyjaciółki i śmiech jej szczery dotarły do uszu sióstr, zarówno młodsza jak i starsza śmiechem odpowiedziały i w ślad za Aureą podążyły. Pokonując nieco zdradliwą ścieżkę na szczyt wiodącą, chłonęły skwapliwie okoliczne widoki i Krainę rozciągającą się w dole podziwiały. Kiedy kresu ich droga już dosięgała, stanęły obie tuż za kompanki plecami i oddały się całkiem podziwianiu widoków, co w oczy biły dumnie. Krajobraz był tak piękny i wzruszający, że już sam w sobie zdawał się być wielką nagrodą za trudy podróży. Rudowłosa dość śmiało ruszyła w kierunku zbocza na zachód wysuniętego, by spojrzeć jak słońce barwnymi refleksami ozdabia strome zbocza i zdecydowanie niżej położoną równinę pięknie zazielenioną.
…- Stój! - Echem po górach odbił się wielokrotnie krzyk Lasairfhiony, która rzuciła się z impetem w kierunku swojej siostry, by pociągnąć ją ku sobie. Gdy tylko rękaw biały uchwyciła, pociągnęła go tak energicznie, że rozległ się cichy trzask rozpruwanej tkaniny, a po chwili młodsza elfka w jej ramionach wisiała całkiem zbita z tropu i zupełnie zmieszana. Mroczna spojrzała na nią surowo, choć na twarzy już było widać powoli wstępującą ulgę. Pomogła siostrze zebrać się na nogi z powrotem, po czym ostrożnie podeszła do jednej z nielicznych szaro-zielonych kępek czegoś, co oset schowany w rzadkiej trawie przypominało. Uklęknęła tuż przy wątłej roślince, która absolutnie nie miała w sobie nic majestatycznego, jednak elfka wbiła w roślinkę swój badawczy, choć teraz rozczulony wzrok. Rozczulenie jej, całkiem Vamirelle z tropu zbiło, bo też siostra jej niezwykle rzadko emocjom pozwalała zerwać się z uwięzi. Spojrzała więc na przyjaciółkę i głową skinęła, jakby nie chciała sama bliżej podchodzić. Ciekawa była niezmiernie znaleziska, lecz zbyt mocnym szokiem cała sytuacja dla niej się okazała, a i złości siostry się obawiała. Wszak prawie rozdeptała cel ich podróży, a przynajmniej to, co potencjalnie tym celem mogło się okazać.

...jej rozmyślania zostały brutalnie przerwane przez krzyk drowki. Z sercem coraz mocniej kołaczącym w piersi ruszyła do skupionych nad czymś elfek. To, co ujrzała, nie wyglądało tak majestatycznie, jak myślała iż wyglądać powinno, jednak...nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała… ani nie czuła. Miała wrażenie, że roślina żąda, by na nią spojrzeć. Najchętniej stała by tak zahipnotyzowana i się w nią wpatrywała jak długo by tylko mogła, jednak resztki trzeźwości umysłu uniemożliwiły jej to.
- Jest marniutka, nie przetrwa podróży. Musimy rozbić się tutaj na parę dni i o nią zadbać.
Nie skończyła jeszcze mówić jak schyliła się nad ich nowym skarbem i podlała go resztką wody z bukłaka. Nachylając się nad Nyphalią, po raz pierwszy poczuła ten niezwykły zapach, który przypominał...zapach gotujących się mikstur z Illanias... Odsunęła się przerażona. Przypomniała wszak sobie, iż autor dzienników woń tą opisywał jako spaleniznę przywołującą na myśl, a potem zginął wśród krwi i płomieni...to musiał być przypadek. Wzięła głęboki oddech i rozejrzała się wokoło. Wskazała ręką na półkę skalną znajdującą się kilkanaście łokci poniżej, od strony oceanu.
- Sądzę, iż będzie to odpowiednie miejsce na założenie obozowiska. Co wy na to...siostry? - nie wiedziała, czemu tak nazwała swoje towarzyszki. Nigdy nie miała rodzeństwa, ale gdyby miała, chciałaby żeby było takie jak one. Choćby i elfie!

Aurea miała rację co do stanu rośliny i żadna z sióstr nie miała zamiaru podważać jej słów. Przyglądały się swemu znalezisku w skupieniu, jakby zastanawiały się nad sposobem pielęgnacji i regeneracji owego ziółka. Znikoma wiedza na temat jej właściwości i potrzeb była ogromnym i oczywistym utrudnieniem. Nim jednak całkiem w zmartwienie swe popadły, dobiegł ich głos przyjaciółki, która radośnie obwieściła im znalezienie miejsca na obóz. Zamiast jednak od razu do oceny skalnej półki przystąpić, spojrzały po sobie wymieniając się uśmiechami, by po chwili rzucić okiem na wskazaną skalną półkę, po czym wzrok w kierunku towarzyszki przeniosły, obdarzając ją ciepłymi uśmiechami. Mroczna skinęła głową wyrażając zgodę na obóz we wskazanym miejscu, a uśmiech na jej twarzy zdawał się zdradzać jakieś ciepłe odczucia. Vamirelle natomiast, uśmiechnęła się szeroko i zbliżyła się nieco do przyjaciółki, by objąć ją ramieniem i dłoń na jej ramieniu położyć, po czym odezwała się do niej:
-To będzie jak najbardziej dobre miejsce, SIOSTRO.-Uśmiechnęła się jeszcze bardziej, gdy ostatnie słowo podkreślała. Dawało jej to poczucie, że mogą na sobie bezgranicznie polegać, w co Vam bardzo chciała wierzyć, szczególnie że łączyła ich fascynacja alchemią. Po chwili milczenia zwróciła się zarówno do Aurei, jak i do Lasai, by podzielić się swymi przemyśleniami:
-Myślę, że trudne zadanie nas czeka w najbliższych dniach. Nie znamy potrzeb rośliny, którą chcemy zregenerować i przywrócić jej siły, więc jedynie podlewać ją możemy, a i to wzbudza we mnie pewne wątpliwości. Jak często i jak dużo? Czy rosnąc w takich warunkach, ta roślina ma jakieś szczególne preferencje, czy też ima się czegokolwiek, co pozwala przetrwać? Powinnyśmy działać maleńkimi kroczkami i notować każdą reakcję na nasze działanie, nawet na banalne podlanie wodą. Jeżeli uda nam się ją odratować i sprowadzić do domu, to takie zapiski będą fantastyczną skarbnicą wiedzy pomocnej przy próbie uprawy i rozmnożenia. Czyż nie?-Spojrzała na kobiety, a Lasai w odpowiedzi skinęła głową i z uśmiechem na twarzy rzekła:
-A więc Ty notować będziesz dokładnie, bo wprawiona jesteś w przepisywaniu receptur na karty ksiąg i całkiem sprawnie Ci to idzie. Zapiski jednak bądź łaskawa we wspólnym robić.-Wzmianka o użyciu wspólnego, zamiast elfickiego języka, do zapisków alchemicznych był dla młodszej elfki szokiem. Znała wspólny i posługiwała się nim na co dzień, ale uważała że alchemia jest nauką wymagającą bardziej rozwiniętego języka. Nic jednak nie powiedziała, lecz na Aureę spojrzała jedynie, jakby na jej zdanie czekała.
Zarumieniła się na widok aprobaty jej siostrzanej sugestii i spuściła lekko głowę, by po chwili unieść ją przyozdobioną szerokim uśmiechem.
- Mowa wspólna jest zbyt powszechna i zbyt łatwo będzie nieproszonemu widzowi odczytać zapiski. Choć moi rodziciele twierdzili, iż język elfów ludzkim damom nie przystoi, sama uczyłam się go pilnie od czasu ucieczki i sztukę piśmienniczą tegoż języka opanowałam w stopniu wystarczającym, choć o mówionym powiedzieć tego niestety nie mogę... Jeśli Lasai się zgodzi, proponuję jednak w języku mniej popularnym odnotowywać uwagi.
Obejrzała się i z podziwem obserwowała krzątających się wokół przyszłego obozowiska najemników. Jak zwykle poszło im niesłychanie szybko, toteż zasugerowała towarzyszkom odpoczynek w świeżo postawionym namiocie.
- Rano zobaczymy na ile woda wpłynęła na jej rozwój. Mam nadzieję także rozejrzeć się jutro po okolicy w poszukiwaniu innych ocalałych okazów. - mówiąc to spojrzała zmartwiona w stronę truchełka rośliny, mając nadzieję, że uda im się ją odbudować.

Mroczna spojrzała zarówno na Aureę, jak i na Vamirelle, a na jej twarzy malowało się coś, co mogło świadczyć o pewnych wątpliwościach co do wyboru języka. Mimo wszystko, poddała się i postanowiła przystać na ich sugestie.
-Skoro w ten sposób sprawa jest postawiona, niech więc i tak będzie. Vami, czyń więc każdego dnia zapiski dotyczące naszego skarbu w języku elfów skoro taka wola.
Rudowłosa skinęła głową wyraźnie zadowolona z takiej decyzji, po czym udała się wraz z siostrami do namiotu, by posilić się nieco i odpocząć. Tego dnia czas mijał im szybko na rozważaniach, snuciu nadziei oraz najzwyklejszych pogaduchach i nim się zorientowały, góry spowił mrok i wszędobylski chłód zapanował.
    Słońce oblało szczyty i urwiska złotą poświatą, a wokół namiotu alchemiczek zapanował gwar, niczym na straganach w targowy dzień. To najemnicy krzątali się gromadząc opał na wieczór i noc oraz prowadząc ogólny rekonesans. Vamirelle otworzyła oczy i nim o śniadaniu pomyślała, obudziła swe towarzyszki by wraz z nimi udać się w miejsce odnalezienia cennego zioła, a opuszczając namiot zaopatrzyła się w dość spory notatnik obity w skórę, poprzetykany kilkoma czystymi kartami pergaminu. To, co ujrzały nie było powodem do jakiegoś ogromnego zachwytu, lecz jak najbardziej pozwalało na żywienie nadziei na powodzenie. Otóż roślinka, nadal maleńka i nieco zmarnowana, pod wpływem wody objawiła typową dla odwodnionych roślin reakcję - jej drobne listki nieznacznie się uniosły, a łodyżka nie wyglądała już jakby pod własnym ciężarem załamać się miała. Niewątpliwie ucieszyło to kobiety, a i okazję do dość pozytywnej adnotacji w dzienniku dawało. Na kartach pojawiły się więc pierwsze zapiski w elfickim, które głosiły:

"Nyphealea została odnaleziona i podlana pierwszego dnia. Mimo chłodu nocy, widoczna jest poprawa stanu łodygi oraz liści. Konieczne jest zbadanie, czy nęka ją jakiś szkodnik, choć w takim klimacie jest to raczej mało prawdopodobne."

Na jednej z pustych kart wsuniętych w notatnik, pojawił się szkic owego znaleziska i opatrzony został adnotacją "Dzień II obozowania". Dokonawszy oględzin wszelakich, stwierdziły z zadowoleniem, że szkodników jakichkolwiek brak, po czym ze spokojnymi już myślami, udały się na śniadanie.
    Następne dni mijały podobnie, zaczynając się wczesnym rankiem czynionymi obserwacjami, po których siostry udawały się na śniadanie. Skończywszy się posilać, udawały się na poszukiwania innych ocalałych okazów, a resztę dnia spędzały na obserwacjach i badaniach. Wśród sprawdzanych środków poprawy kondycji rośliny znalazły się ziołowe napary wzmacniające, wodne roztwory soli o różnym stężeniu oraz różne sposoby mające na celu osłonięcie Nyphealei od wiatru i chłodu. Nim tydzień minął, roślinka zdawała się być nieco mocniejsza i chyba nawet nieco większa, co nie zostało pominięte w notatkach. Z upływem dwóch tygodni nastał czas ogromnej radości wywołanej znaleziskiem Vamirelle - drugim okazem cennego ziółka będącego przyczyną całej tej wyprawy. Od tego czasu przybyło kobietom pracy, zapisków, rozmyślań, ale przede wszystkim nadziei.
    Miesiąc już prawie mijał, odkąd dotarły na szczyty Gór Quentai i zapasy żywności kurczyły się w strasznym tempie, pomimo organizowanych przez zwiadowców polowań. Lasairfhiona była wyraźnie zaniepokojona takim obrotem spraw, szczególnie, że warunki pogodowe ulegały pogorszeniu i nic nie wróżyło jakiejkolwiek poprawy. Vamirelle od kilku dni dorabiała prowizoryczny atrament z gotowanego w celu zagęszczenia soku z dzikich jagód znalezionych przez najemników, a i kart pergaminowych miała coraz mniej. Taka sytuacja i ogólny nastrój niepokoju przyczynił się do zwielokrotnienia ogromnej radości i ulgi, jaką wywołało u wszystkich, zarówno u alchemiczek, jak i u najemników, odkrycie Aurei. Gdy tylko Vamirelle i Lasairfhiona dołączyły do siostry, płomiennowłosa z radości w dłonie klasnęła, a mroczna uśmiechnęła się wyjątkowo szczerze, ponieważ na rozpostartej dłoni ich alchemicznej siostry ułożone były dokładnie dwa, jasnobrązowe, niemalże idealnie kuliste nasionka. Vam położyła dłonie na ramionach swych towarzyszek i radości swojej nie kryjąc, zwróciła się do nich:
-Czas wracać do domu, Siostry...
Uśmiech nie schodził jej z twarzy ani na chwilę, gdy jak na skarb najświetniejszy wpatrywała się w małe kuleczki. To właśnie one miały być zalążkiem przyszłej hodowli tej tajemniczej rośliny o której właściwościach notabene wiedziały niewiele, by nie ująć tego jako "nic".
- Tak, pora najwyższa. - spojrzała na odnalezioną pierwej roślinę, która już zdawała się wyraźnie silniejszą, lecz nie tak silną, jak powinna. Zatroskana wyrzekła:
- sądzę iż w obecnej sytuacji nie powinnyśmy fatygować Nyphealei niebezpieczną i niewygodną podróżą, gdyż mogłaby jej nie przetrwać, a i na wypadek, gdyby nasionka uległy, chroń przed tym Pani Natrivial, zniszczeniu, może posłużyć za źródło nowych. Proponuję pozostawić poczynione przez nas osłony, co by łatwiejszy los w przyszłości miała. Okaz Vamirelle wydaje się nawet silniejszy niż ten, żywię zatem nadzieję, że przetrwają czas jakiś bez naszej interwencji. Nasiona są jeszcze wilgotne, dlatego zamierzam niezwłocznie zabrać się za uplecenie woreczka z bardzo gęstej siateczki, co by do schnięcia okazję miały. Do wieczora najemnicy powinni dać radę przygotować wszystko do drogi, a i my okazję do odpoczynku mieć będziemy. O świcie samym wyruszać zatem powinnyśmy.

Nie widząc oporu u sióstr, przekazała delikatnie nasionka młodszej elfce, zalecając przy tym zebranie także kilku liści opadłych z Nyphealei, po czym pobiegła szukać wrzecion nadających się na zaplatanie. Jedna z nielicznych rosnących tu roślinek, o pstrokatym (choć pospolitym) niebiesko-białym zabarwieniu, tkwiła mimo swej wątłości niezwykle stabilnie w skale. Wyrwanie jej stanowiło nie lada problem, zatem ścięła jej górną część, odłupała kawałek skały gdzie tkwił korzeń i wykruszyła część skalną od roślinnej uzyskując cienkie, acz wystarczająco mocne wrzeciona. Nim słońce zaczęło zmierzać do tajnego miejsca swego spoczynku, złożyła na ręce Lasai gotowy woreczek.
Droga powrotna biegła tym samym szlakiem, co poprzednio. Tym razem nawet jeden ork nie pojawił się w okolicy, choć gdzieniegdzie najemnicy raportowali o resztkach obozów tych stworów - bardzo zresztą prowizorycznych. Przy jednej z wieczornych rozmów Aurea wyraziła swoje zaniepokojenie tym faktem. Szybko stawiane obozowiska mogły świadczyć o przemieszczaniu się hord. Tylko dokąd?
Najważniejsza jednak wciąż była Nyphealea. Kobiety zmieniały się w noszeniu woreczka z nią, zawsze jednak trzymały go blisko serca, co jakiś czas ostrożnie doń zaglądając. Gdy w oddali zamajaczyła chatka Aurei, alchemiczki czuły, że wkrótce nastąpi ich rozstanie. Kobieta ugościła ich jeszcze przez jedną noc, jednak gdy nastał świt, wiedziała, że nie może w nieskończoność przeciągać nieuniknionego. Po śniadaniu podała Lasai woreczek:
- Myślę, że macie lepsze warunki do hodowli rośliny. Nasiona po tak długiej drodze powinny być gotowe do pierwszej próby zasadzenia. Może na razie trzymajcie je u siebie, będę was odwiedzać tak często, jak tylko będzie to możliwe i będziemy razem dbać o wzrost małych Nyphealei, a może kiedyś...pomyślimy nad wspólną pracownią?

Wedle pomysłu Aurei obie roślinki pozostawiły, a zamiast nich do podróży przygotowane zostały nasionka, które zaczątkiem maleńkiej hodowli miały być. Podróż minęła dość spokojnie i nie dłużyła się wcale, choć tym samym szklakiem podążali. Niepokój wywołany pozostałościami po obozowiskach orków okazał się być niepotrzebny, bo nic nie zakłóciło ich powrotu do domów. Widok domku u stóp gór był zarówno oznaką swoistego sukcesu w dotarciu z nasionami do celu, jak i przyczyną wzruszenia. Wszak zaprzyjaźniły się bardzo kobiety w czasie tej wyprawy, a określanie się nawzajem siostrami ów więzi podkreślało, toteż w sercach jakiś żal się pojawił, choć przeganiała go nadzieja na rychłe spotkanie. Pożegnawszy się następnego poranka z nową siostrą, elfki ruszyły do pracowni w domu Lasai, by czym prędzej nasionka zasadzić i do badań i analizowania zapisków w podróży poczynionych przystąpić. 

Wiele dni minęło od ich naukowej wyprawy i wiele z tych dni spędzały razem na badaniach i rozmowach. Pracowały również w swych domach późnymi wieczorami, by przy następnym spotkaniu o wnioskach rozprawiać. W ten sposób ich więzi zacieśniały się coraz bardziej, a gdy siostrami się nazywały, robiły to tak naturalnie, jakby kołyska w kołyskę spały jako niemowlęcia. Zdawały sobie jednak sprawę z tego, iż ciąży na nich niezwykle odpowiedzialne zadanie związane z ochroną i coraz lepszym poznawaniem rośliny i czuły, że któregoś dnia mogą nie dać sobie z tym same rady. Lasai podczas jednego ze wspólnie spędzonych przy rumie wieczorów zasugerowała możliwość wtajemniczenia innych alchemiczek do tegoż dzieła, na co reszta sióstr przystała.

Niedługo po wyprawie w góry Quentai oraz badaniach nad rośliną Nyphealea, w okolicznościach po dziś dzień nieznanych, zaginęła założycielka i głowa rodu Er Nyphala pozostawiając pozostałych jego członków w ogromnym żalu. Ród jednak musiał istnieć nadal. Pozycję głowy rodu odziedziczyła więc jej młodsza siostra, Vamirelle Er Nyphala. Przysięgła ona sobie, zaginionej siostrze oraz wszystkim członkom tego rodu, godnie siostrę zastąpić i dalej ród dumnie prowadzić wraz z całą jego alchemiczną działalnością.





//Przepraszam, że tak długo, ale mam masę roboty na uczelni

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.koty-i-psy-wojna-trwa.pun.pl www.acyl.pun.pl www.blackbirdl2.pun.pl www.msaug.pun.pl www.test69.pun.pl